Spis treści
- Ladacznica – początki
- Gdy miałam gorszy dzień i publikowałam rysunek, na który ludzie pozytywnie reagowali, od razu myślałam sobie: „O. Jest chujowo dla wszystkich”.
- To jest trochę też nawiązanie do kobiet. Jeżeli chcemy się czemuś sprzeciwić, niekoniecznie musimy być grzeczne.
- Feminizm Ladacznicy
- Tykające zegary
- I wiadomo, w społeczeństwie mamy jakiś taki wewnętrzny imperatyw, żeby skończyć studia.
- „Prawda” o branży kreatywnej
- Z ASP i ze zdawaniem na ASP jest loteria momentami – dodała smutnym głosem.
- Dumająca Ladacznica
- Studia w Londynie
- Ladacznica w Wielkim Mieście
Chcesz iść na ASP? – zapytała mnie Ladacznica (Weronika Rafa dla przyjaciół i rodziny). Zerknęłam na pokraczny rysuneczek, jaki bezmyślnie tworzyłam na ostatniej stronie zeszytu od francuskiego. Dziwna jakaś – pomyślałam – albo oczu nie ma – dodałam w duchu, będąc świadoma, że moje bazgroły są po prostu brzydkie.
Tak właśnie poznałam Weronikę Rafę. Pięć lat temu, na kursie francuskiego.
W tamtym czasie ciężko było stwierdzić, co z niej wyrośnie. Zdawało się, że ma po kilka srok w każdej ręce. Skończyła klasę IB w jednym z najlepszych trójmiejskich liceów. Studiowała psychologię na Uniwersytecie Gdańskim i grafikę na ASP. Jej stypendiów nie sposób zliczyć. Do tego wszystkiego chodziła na sobotni czterogodzinny kurs francuskiego. W przeciwieństwie do mnie odrabiała pracę domową.
No tak, bo my poznałyśmy się w trochę innych okolicznościach – zaśmiała się, gdy stwierdziłam, że ten nasz wywiad, to pewnego rodzaju kolesiostwo.
Weronika pracuje jako główny grafik w London College of Communication, gdzie skończyła magisterkę. Ma za sobą ponad 30 wystaw, mieszkała w trzech krajach i projektowała dla renomowanego niemieckiego studia graficznego. Aktualnie w wolnym czasie tworzy bezkompromisowo ironiczne rysunki.
Pracodawcy nie potrzebują osoby, która najlepiej rysuje czy jest najbardziej kreatywna, ale raczej poszukują kogoś, kto będzie wypadkową tych wszystkich umiejętności.
Gdy usiadłyśmy na kanapie, to ona zarzuciła mnie pytaniami. Była radosna i słoneczna.
Ja poproszę lemoniadę – powiedziała, dodając za chwilę – Zawsze, jak przyjeżdżam do Polski załatwiam sprawy typu fryzjer czy dentysta. Dzisiaj akurat wybielałam zęby. Mówiąc to, pokazała swój hollywoodzki uśmiech. I chyba to była najbardziej urzekająca cecha jej osobowości, szczery luz z zupełnie inteligentnym sceptycyzmem wobec autocenzury.
To podejście szczególnie uosabia w sobie Ladacznica, facebookowy fanpage, na którym Rafa publikuje humorystyczne rysunki. Ladacznica jest dla niej źródłem słodkich i cierpkich smaczków. Z jednej strony kontakt z ludźmi, możliwość wyrażenia swojej opinii, a z drugiej strony błyskotliwe spostrzeżenia i chwytliwe gry słów Ladacznicy bywają ofiarą nieprawowitych przywłaszczeń. Chodakowska na przykład myślała, że ucieszę się, jak mój rysunek pojawi się na jej fanpage’u– powiedziała, unosząc brwi w znaczącym półuśmiechu.
Ladacznica – początki
Na początku to było hobby, a gdy wyprowadziła się do Londynu, strona umożliwiała jej wyrażenie opinii lub protestu wobec sytuacji w Polsce.
W ludziach, którzy polubili tę stronę, fantastyczne jest to, że jest między nami kontakt.
Gdy miałam gorszy dzień i publikowałam rysunek, na który ludzie pozytywnie reagowali, od razu myślałam sobie: „O. Jest chujowo dla wszystkich”.
Zaśmiała się i dodała: Zmień chujowo na coś innego.
Ale ostatecznie nie ocenzurowałam jej wypowiedzi, bo od razu przypomniały mi się kultowe teksty, które Weronika opublikowała pod szyldem Ladacznicy. Rafa przyznała mi rację. W sumie nie będę przepraszać za swój język. Czasami dzieją się takie rzeczy, że nie da się inaczej jak ostrym słowem. Po chwili dodała:
To jest trochę też nawiązanie do kobiet. Jeżeli chcemy się czemuś sprzeciwić, niekoniecznie musimy być grzeczne.
Feminizm Ladacznicy
Dalej chcesz angażować się w feminizm? – zapytałam, a Rafa celnie i z uroczym uśmiechem, nie zostawiała suchej nitki na mojej naiwności, mówiąc:
Ale co rozumiesz przez „dalej angażować się”? Kupić sobie koszulkę z napisem? Mateusz, fotograf, zaczął się śmiać. Oficjalny wynik: Weronika vs. Alicja 1:0. Czas zmienić temat. Wróćmy do początku – powiedziałam.
Tykające zegary
Moja historia jest trochę cliché. Zawsze było wiadomo, że skończę w jakimś kreatywnym zawodzie, tylko nikt do końca nie wiedział, w jakim. Jak stwierdziła, drwiąc trochę z samej siebie, do IB poszła dlatego, że chciała być „mądra”, a na psychologię, bo nie była pewna czy dostanie się na ASP. Jednak Weronika nie widziała dla siebie w ramach psychologii innej przyszłości niż bycie pacjentem.
Decyzja o pójściu na ASP to był zegar, który tykał – dodała. Przez pewien czas Weronika studiowała dwa kierunki, co zmuszało ją do bycia w kilku miejscach jednocześnie. Byłam na czwartym roku, gdy zrezygnowałam z psychologii.
I wiadomo, w społeczeństwie mamy jakiś taki wewnętrzny imperatyw, żeby skończyć studia.
W tamtym momencie, a byłam wtedy na drugim roku grafiki, zaczęłam nabierać pewności, że będę w stanie tym opłacać rachunki. Bo nie czarujmy się, zawód grafika, nie jest zawodem potrzebnym.
Dojście do tej pewności nie było jednak drogą prostą i usłaną różami, bo przecież Weronika nie dostała się na ASP za pierwszym razem. Przynajmniej nie na studia dzienne. Dlatego poszła na zaoczne. Tam nauczyłam się języka, jaki jest oczekiwany w szkole artystycznej. A może zwyczajnie przez ten rok nauczyłam się wykorzystywać moje atuty? To jest chyba ważne, aby nie powielać tego, co jest modne, ale robić błędy i znaleźć własny głos.
„Prawda” o branży kreatywnej
Prawda jest taka, że w branży kreatywnej nawet jeśli ma się super projekty, super portfolio, super CV, nie zawsze dostanie się pracę. Może być tak, po prostu dlatego, że studio, do którego się aplikuje, poszukuje kogoś o bardzo specyficznych umiejętnościach. Nie liczy się jedynie strona kreatywna. Trzeba też umieć rozwiązywać problemy, być dobrym w kontaktach z klientem i dobrym w e-mailach. Jest dużo małych rzeczy, których uczymy się bardziej w życiu niż w szkole. Pracodawcy nie potrzebują osoby, która najlepiej rysuje czy jest najbardziej kreatywna, ale raczej poszukują kogoś, kto będzie wypadkową tych wszystkich umiejętności. Czasami można przejść przez cały proces i skończyć na drugim miejscu – zauważyła Weronika, a ja dodałam:
Czasami można wszystko zrobić dobrze i tak mieć też pecha – zauważyłam. Weronika uśmiechnęła się i przyznała, że tak właśnie często dzieje się w przypadku egzaminów wstępnych na ASP.
W UK każda ocena jest rozpisywana na kilkustopniowej skali, a każdy jej stopień ma jeszcze kolejne podskale. W efekcie Anglicy oceniają bardzo matematycznie. Sprawdzają czy praca jest innowacyjna, jaki jest poziom techniczny, czy porusza globalne problemy. A u nas w Polsce wygląda to mniej więcej tak – Weronika zatrzymała się na chwilę, znacząco podnosząc brwi. „Yhym. Piątka”. I tyle – zauważyła, śmiejąc się.
Z ASP i ze zdawaniem na ASP jest loteria momentami – dodała smutnym głosem.
ASP to jest dość specyficzna szkoła. Można się przez nią prześliznąć, robiąc niewiele, a także można spędzać tam całe dnie. W Gdańsku było wielu ludzi zupełnie zajaranych projektowaniem i typografią, którzy poświęcali temu każdą wolną chwilę.
No właśnie. Londyn. Zapytałam się, jak dostała się na studia magisterskie na University of Arts London. Odpowiedziała mi z typową dla niej przekornością. Złożyłam papiery i się dostałam. Nie było egzaminów wstępnych, wystarczyło złożyć portfolio i przejść rozmowę kwalifikacyjną, z której Weronika była jednak zwolniona.
Dumająca Ladacznica
W trakcie trwania naszej rozmowy zgłodniałyśmy i zamówiłyśmy śniadanie. Gdy jajecznica i tarta warzywna trafiły na nasz stoliczek, Weronika rozświetliła się i zauważała: Nie uważasz, że to zabawne, że obie jesteśmy tak jakby w pracy?
Wywiady i rozmowy są dla Weroniki doskonałą okazją na spojrzenie na siebie i na to, co robi z odświeżającym dystansem. Zaczęłyśmy więc rozmawiać, o trochę mniej przyjemnych aspektach pracy w zawodzie kreatywnym, obie stwierdzając, że są to rzeczy, o których trzeba mówić częściej. Zwłaszcza, gdy zewsząd słychać hymn ku czystej pasji. Rób to, co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu. To hasło bywa głębokim nieporozumieniem, a czasami nawet i rozczarowaniem. W mediach społecznościowych wszystko wygląda, jak dream come true. Namówiłam Weronikę, żeby opowiedziała o tym, o czym zazwyczaj mówić zapominamy.
Zarwane noce to jest standard. Mi zdrowie trochę podupadło, włosy zaczęły wypadać. Staram się już nie pracować po nocach, ale w tym tygodniu siedziałam do drugiej rano, mimo że teoretycznie jestem na wakacjach. A jednak, musiałam wyeksportować pliki, które były drukowane następnego dnia.
Studia w Londynie
Studiując w Londynie, nie mogłam odnaleźć się w systemie. W Anglii stawiano nacisk przede wszystkim na research, nie na jakość wizualną. Często byłam rozczarowana tym, jak ludzie projektują. Trochę tęskniłam za projektowaniem polskim. Bywały takie tygodnie, kiedy codziennie płakałam. – Jej słowa tak bardzo odzwierciedlały to, co sama przeżyłam, studiując za granicą. Nagle to, co było „najlepszym sposobem” w jednym miejscu, w drugim nie miało już żadnego zastosowania. Wszystkiego trzeba uczyć się od nowa. W takim przejściowym okresie łatwo można poczuć się wyalienowanym.
To jest tak, jak mówisz – zwróciła się do mnie. – Fajnie jest, kiedy widzisz, co zrobiłaś, rzeczy są wydrukowane, a Ty przychodzisz napić się wina. Wtedy zapomina się o tych nocach, kiedy siedziało się do drugiej.
Swoją drogą to w tamtym czasie Ladacznica się rozwinęła. Potrzebowałam odskoczni od mojego projektu na studia, który związany był z typografią i z atrakcyjnością interpersonalną.
Z perspektywy czasu cieszę się, że odbyłam studia w takiej właśnie kolejności. Najpierw w Polsce zostałam nauczona bardzo dobrego warsztatu, a później studia w Anglii zachęciły mnie do eksperymentowania i szukania innowacyjnych rozwiązań. Pewnie byłoby mi ciężej, gdyby moja edukacja odbyła się w odwrotnej kolejności.
Ladacznica w Wielkim Mieście
I trzeba podkreślić, że gdy zapytałam Weroniki, jak żyje się w Londynie, odpowiedziała: Wspaniale.
Mam nadzieję, że wszechstronność Weroniki Rafy będzie motywacją dla każdego kto, tak jak ona, jednocześnie zajmuje się wszystkim. Tego, kto chce być „mądry”, mówić w trzech językach, lubi rysować, projektować, czytać, studiować. Jej postać jest przykładem na to, że można eksperymentować, można zrezygnować i tak być fachowcem w swojej dziedzinie.
Gdy w akcie naturalnej przyjacielskości Rafa odprowadziła mnie na pociąg, wyznałam jej Wiesz, co? Zmotywowałaś mnie. Wrócę do rysunku. Drzwi pociągu zamknęły się, Weronika wróciła do Londynu i stamtąd pisze do mnie na facebooku – I co? Rysujesz?
6 komentarzy
Komentarze są wyłączone
[…] Przeprowadziliśmy wywiady ze znanymi projektantami, architektami: Patrycja Podkościelny, Patryk Hardziej, Paweł Podwojewski, Weronika Rafa. […]
[…] Wywiad z grafikiem Weroniką Rafą […]
[…] Wywiad z Weroniką Rafą – Ladacznicą. […]
[…] Ladacznica w pracy – Wywiad z Weroniką Rafą […]
[…] Nie liczy się jedynie strona kreatywna. Trzeba też umieć rozwiązywać problemy, być dobrym w kontaktach z klientem i dobrym w e-mailach. Jest dużo małych rzeczy, których uczymy się bardziej w życiu niż w szkole. Pracodawcy nie potrzebują osoby, która najlepiej rysuje czy jest najbardziej kreatywna, ale raczej poszukują kogoś, kto będzie wypadkową tych wszystkich umiejętności. Czasami można przejść przez cały proces i skończyć na drugim miejscu – powiedziała mi Weronika. (Cały wywiad możecie przeczytać tutaj) […]
[…] na zaoczne i spróbuj w kolejnym roku, tak jak zrobiła to Weronika Rafa, autorka fanpage’a Ladacznica. Nie marnuj czasu. Ucz się i […]