I rok architektury Gdańsk

Jak wygląda I rok studiowania architektury – Politechnika Gdańska

Ciężko powiedzieć, co myślałam o studiowaniu architektury, zanim owo „studiowanie” zaczęłam. Sam fakt egzaminów przerażał mnie na tyle, że tym, co będzie potem, już nie miałam czasu się przejmować. Jeżeli miałam jakikolwiek obraz tego, co będzie się działo, to z pewnością widziałam to przez pryzmat licealnych zajęć, które były raczej ogólną teorią i mało co dawało się wykorzystać w praktyce.

Jak wygląda I rok studiowania architektury – Politechnika Gdańska

I chyba właśnie na tym opierało się moje zdziwienie. Wszystkie zajęcia, jakie są na moim kierunku, są związane z architekturą. Może i zabawnym jest mówienie, że zajęcia z kierunku mają związek z tym właśnie kierunkiem, ale słowo daję, wtedy to nie było dla mnie takie oczywiste.

Lista przedmiotów na studiach architektura na Politechnice Gdańskiej:
  • Projektowanie architektoniczne
  • HAP – historia architektury powszechnej
  • Materiały budowlane
  • Geometria wykreślna – Kreska
  • Matematyka
  • Techniki komputerowe
  • Rysunek i malarstwo
  • Rysunek architektoniczny
  • Język obcy
  • Wychowanie fizyczne
  • Budownictwo
  • Historia urbanistyki
  • Mechanika
Projektowanie architektoniczne

Plan na politechnice jest niezmienny od x lat i chyba nie zapowiada się na zmiany. Jak każdy pierwszy rok, swoją przygodę zaczęłam od „projektowania architektonicznego„, które miało trwać bite 4h. Stresowałam się przed pierwszymi zajęciami, typowo, bo przecież „tyle od nas będą wymagać”, a ja nic nie umiem. Do tego nie znałam żadnych osób z mojej nowej grupy, bo segregowali nas alfabetycznie i można co najwyżej marzyć o przeniesieniu, żeby być ze znajomymi. Jak to zawsze bywa, okazało się, że prowadzący dobrze wiedzą, że to nasze pierwsze zajęcia i przybliżyli nam trochę temat samego studiowania.

Trafiłam do „katedry mieszkaniowej„, podobno najlepszej. Ale na pierwszym roku to kompletnie nic nie zmienia, plotka głosi, że na drugim roku będziemy sami wybierać i wtedy to będzie miało znaczenie. No cóż, okaże się.

Jak wygląda projektowanie, to zależy od prowadzących i od ich humoru. Nasi stwierdzili, że nie ma sensu robić zajęć na 8.00, więc mamy przychodzić na 8.30. Z czasem jednak na zajęcia i tak przychodziliśmy około 9 – 9.30, bo mało co się tam działo. Początkowo sprawdzali nawet obecność, ale ponoć tylko dla własnej informacji. Zaczęło się od tego, że na zwykłych czarnych kartkach A3 układaliśmy kompozycje z białych kwadratów. Całkowita zabawa. Każdy dostawał hasło, które miał przedstawić najprościej, jak się da, przykładowo „integracja”, „muzyka”, „pociąg”. Takich ćwiczeń było ze trzy, potem pojawiały się podobne hasła. Mieliśmy realizować kolejne w formie przestrzennej, równie prosto, za pomocą sześcianów. Tu pojawiały się hasła typu „szybki-wolny”, „przyjaciel-wróg”, „wysoko-nisko” – w skrócie – przeciwieństwa. Dopiero po takich ćwiczeniach wprowadzających zabraliśmy się za bardziej architektoniczne tematy, takie jak galeria, muzeum, schronienie.

Trafiłam do „katedry mieszkaniowej”, podobno najlepszej.

Z jednej strony – trochę późno w porównaniu do innych grup, które od razu rzuciły się na budynki, ale z drugiej, ćwiczenia te wyrobiły w nas taką „architektoniczną” intuicję, by projektując, szukać najprostszych konstrukcyjnie rozwiązań, by przedstawić swoją ideę. O wykładach z projektowania ciężko mi mówić, bo mimo że prowadząca była wspaniała, to słuchanie o tym, co to symetria, rytm i jak powstaje idea, nie należały do moich priorytetów. Szczególnie po godzinie 19.00. Na wykładach pojawiałam się zatem dość sporadycznie.

Historia Architektury Powszechnej

Zajęciami, których najbardziej sie obawiałam, była „Historia Architektury Powszechnej„. Za historią nigdy nie przepadałam, bo nienawidzę uczyć się czegokolwiek na pamięć. Wkuwanie dat – to nie dla mnie. Na wstępie byłam więc nastawiona negatywnie. Całkiem miło się zdziwiłam. Okazało się, że ćwiczenia z historii w całości opierają się na rysowaniu. Przez cały rok wykreślaliśmy w aksonometrii, czy też w rzutach, bryły ważniejszych budowli z wykładów, bądź ich elementy, podażając za wskazówkami prowadzacego. Czasu zawsze było za mało, rysunki zawsze były niedokładne. Linijka surowo zabroniona, karana dwójką za rysunek. Czas naglił, wiec o walor było trudno, za to spóźnienia na następne zajęcia – codzienność.

Najtrudniejszymi zajęciami zdecydowanie była aksonometria głowicy jońskiej. Jeżeli chodzi o ocenianie, sprawa też nie była prosta, bo nikt nigdy nie wiedział, jak rysować, by dostać jakąś godniejsza ocenę. To była loteria, chociaż ponoć wyjściowe 3+ było za konstrukcję, reszta za estetykę. Wszystko oczywiście rysowane narzędziem trwałym (cienkopis lub długopis). Z wykładami było nieco gorzej, bo tam teorii nie zabrakło, wciąż jednak było sporo rysowania. Kserówki notatek oczywiście krążyły, obecność nie była sprawdzana, a i tak na wykładach raczej było pełno ludzi. Nie wiem czy to z zainteresowania, czy z potrzeby sporządzania własnych notatek. W moim przypadku przeważył drugi powód. Trzeba jednak przyznać, że pani Profesor prowadząca wykłady mówi o wszystkim z taką pasją i rysuje z taką dokładnością, że robienie notatek i słuchanie nie sprawiało problemu. Wykłady na zmianę prowadzi jednak też inny Profesor, który, mimo podobnej fascynacji historią, jest na tyle „roztrzepany”, że wyniesienie dobrych notatek z wykładów już nie było takie łatwe. Na egzaminie pojawiły się 4 polecenia typu „narysuj”, i tylko jedno opisowe, bo w końcu to głównie rysowania nas uczono. Z ocenianiem było różnie, w zależności, który z wykładowców sprawdza.

Materiały budowlane

Jeżeli chodzi o wykłady, to warto wspomnieć o „materiałach budowlanych„. Wykłady były obowiązkowe a obecność sprawdzana na każdych zajęciach. Za nieobecności odejmowano punkty z egzaminu (ponoć). Utrzymanie uwagi czy to na ćwiczeniach, czy na wykładach, do prostych nie należało. Człowiek wielokrotnie przysnął, bo ile można słuchać o rodzajach cegieł? Potem często ten czas wykorzystywało się na robienie matmy. Wszystko, co potrzebne do egzaminu tak czy siak dostaliśmy, toteż notować nie trzeba było. Egzamin był dwuczęściowy. Jedna część była z wiedzy ogólniej, druga polegała na rozpoznawaniu materiałów ze zdjęć z podaniem paru przymiotników + zastosowanie, np. „pustak stropowy porotherm do stropów gęstożebrowych”.

Polecam uczenie się tego w formie fiszek.  Na zaliczenie obowiązkowo trzeba było zrobić wypad na budowę w grupie, pooglądać materiały i opisać ich wykorzystanie w sprawozdaniu. To także było dość ciekawym doświadczeniem, przynajmniej można było zobaczyć, jak w praniu wygląda realizacja projektów i jak wiele problemów sprawiają architekci podczas realizacji budowlanych.

Tu wykłady były obowiązkowe, większość chodziła, większość nie uważała.

Geometria wykreślna

Jako kolejny przedmiot wspomnę geometrię wykreślną – pogrom studentów archi. Myślę, że najlepszym obrazem tego przedmiotu jest fakt, że początkowo na wykłady chodziło ok. 200 osób, natomiast w maju liczba wahała się od 12-7 osób. Frekwencja nie była jednak spowodowana olewczym stosunkiem, ale raczej faktem, że mało kto, coś z wykładów rozumiał. Większość roku zmuszona była chodzić na korepetycje. Na moje szczęście wykłady były dla mnie raczej zrozumiałe, co pozwoliło mi zaoszczędzić parę złotych. Profesor prowadząca wykłady początkowo zdawała się być całkiem miła, jednakże na ćwiczeniach trzeba było koniecznie dysponować jakąś konkretną wiedzą, co by nie zostać zmieszanym z błotem. Trzeba więc przyznać, że geometria przysparzała wiele stresu, żeby na pewno zdążyć przerobić swój arkusz (kartkę z zadaniami), wykończyć jak należało i nie zrobić żadnej głupoty.

Matematyka

Matematyka była na poziomie całkowicie podstawowym, porównując wymagania stawiane studentom ETI. Prowadząca duży nacisk kładła na wszelką teorię i wzory. Oczywiście było to dla mnie straszne i lubiana przeze mnie dawniej matematyka całkowicie zmieniła swoje oblicze. Z drugiej jednak strony trzeba przyznać, że jeżeli ktoś miał problemy z zadaniami, to dawało mu to szansę na zrozumienie zadań, teorii. Kolokwia były całkowicie do zdania, nawet na maksymalną liczbę punktów, pod warunkiem oczywiście, że uważało się na zajęciach, bo prowadząca starała się wszystko wytłumaczyć, jak najprościej się da.

Techniki komputerowe

Kolejna sprawa – techniki komputerowe. Podzielono nas na dwie grupy. Obsługa programów typu sketchup czy autocad to całkowita podstawa na architekturze. Niestety jednak trafiłam do grupy z prowadzącą, która praktycznie niczego nas nie nauczyła, a nasz poziom po roku, w porównaniu do drugiej grupy, był drastycznie słabszy. Mam nadzieję tylko, że jakoś uda mi się to nadrobić.

Rysunek i malarstwo

Do przyjemniejszych zajęć należała pracownia plastyczna. Typowe rysowanie, takie jak na wszelkich kursach przygotowawczych, później nawet malarstwo. Zajęcia dobre na odstresowanie się, jednak trochę trzeba było się napocić, żeby dostać 5. Rzadko którą prace nagradzano taką oceną, rysunek musiał po prostu wpaść w oko prowadzącemu. Nie chwaląc się, mogę powiedzieć, że kilku moim pracom się to udało, co uważam za osobisty sukces.

Rysunek architektoniczny

Jeżeli chodzi o rysunek architektoniczny, to można to nazwać praktyczną geometrią wykreślną. Prowadzący, wspaniały człowiek, potrafił wytłumaczyć wszystko. Rysunki powstające na tych zajęciach, także konstruowane narzędziem trwałym, bez linijki, były chyba tymi, które robiły największe wrażenie i to właśnie tymi chwaliłam się, kiedy było trzeba.

Język obcy

O zajęciach typu języki obce dużo mówić nie trzeba, wyglądały jak typowe licealne lekcje. Jako, że to jednak architektura, po zdaniu testu wstępnego mieliśmy możliwość nauki innego języka niż angielski (co jest rzadkością na politechnice). Sama wybrałam hiszpański i to była chyba najlepsza decyzja w moim życiu, bo zaczynając naukę od zera po II semestrach nawet czuję, że coś potrafię, a nigdy nie czułam się mocna z języków. Dodatkowo, na zajęciach nie tylko uczyliśmy się języka, ale także kultury i obyczajów hiszpańskich, które dyrektor centrum przekazywała nam z taką pasją, że naprawdę chętnie się chodziło na zajęcia.

Wychowanie fizyczne

Wychowanie fizyczne także mieliśmy. Politechnika dawała dość duży wybór, co pozwoliło mi spróbować judo oraz basenu. O ruch z własnej woli często trudno, szczególnie gdy nie ma na to czasu, więc będę żałować że zajęcia te są tylko na pierwszym roku.

Budownictwo

W drugim semestrze doszło nam do planu jeszcze budownictwo – wykłady i ćwiczenia. Te pierwsze były tak zdezorganizowane, że często sam wykładowca nie wiedział, czy danego dnia są wykłady. Miałam nieprzyjemność pojawić się na nich raz – jedyny i ostatni. W końcu materiały do kolokwium mieliśmy dostępne od początku, a ćwiczenia opierały się na wyrysowywaniu rzutów i przekrojów, więc te wykłady po nic mi były do szczęścia. Szczególnie, że odbywały się w piątki do 16.00.

Historia urbanistyki

Do zajęć doszła nam jeszcze historia urbanistyki. Wykłady nie były źle prowadzone, ale w II semestrze liczyła się każda minuta wolnego czasu, także wiedząc, że materiały do egzaminu wszystkie są zawarte w książce z biblioteki, także je sobie odpuściłam. Z ćwiczeniami już było niestety gorzej, gdyż tam musieliśmy zrobić parę projektów. Na szczęście nie były zbyt trudne, a zajęcia z czasem okazały się być raczej konsultacjami w sprawie projektu. Do tej pory jednak mam wrażenie, że w trakcie owej „konsultacji” prowadzący niezależnie od tematu powtarzał dokładnie tę samą wypowiedź każdej parze po kolei. Jedyne czego się na tym nauczyłam do tej pory, to jak prawidłowo robić bibliografię i przypisy do pracy oraz tego, że często więcej informacji o czymś znaleźć można w książkach z biblioteki niż w Internecie, co wprawiło mnie w niemały szok.

Mechanika

Na koniec jeszcze do wspomnienia pozostała mechanika. Tu wykłady były obowiązkowe, większość chodzila, większość nie uważała. Ja początkowo oczywiście słuchałam i notowałam, ale w momencie, gdy się okazało, że kolokwia to tylko zadania bez żadnej teorii, to i to sobie odpuściłam i w trakcie wykładu liczyłam zadania, które realizowaliśmy na ćwiczeniach (a przynajmniej się starałam, bo wiadomo jak to wychodzi).

Wszystko oczywiście było do zdania, jeżeli tych zadań trochę się przeliczyło. Niestety, prowadzący ćwiczenia nie był najlepszym nauczycielem, wszystko liczyliśmy bardzo szybko (a w zasadzie to przepisywaliśmy z tablicy, bo na rozumienie nie starczyło już czasu). Może, jakby to przebiegało z ciut wolniejszym tempem, tak, byśmy mogli przemyśleć polecenie przed wypisaniem wyniku, to nie wychodziłabym z zajęć z tak wypranym mózgiem. No ale cóż, nie można mieć wszystkiego.

Pobierz egzaminy na architekturę z dawnych lat na Politechnce Gdańskiej!

To chyba tyle ze studiowania na pierwszym roku, o czym warto było wspomnieć. Jak na razie jestem całkiem zadowolona, zobaczę jednak co będzie, gdy odejdą nam wszystkie przedmioty, z którymi dobrze sobie radziłam. Oby z resztą nie było problemów  😛

Autor: Studentka Architektury PG 

Poczytaj także:

8 najczęstszych błędów w rysunku!

Wywiad z Pawłem Podwojewskim – Studio Motiv

20 architektów, których powinieneś znać!

SaveSave

SaveSave

SaveSave

SaveSave

SaveSave

SaveSave

SaveSaveSaveSave

SaveSave

SaveSave

SaveSave

SaveSave

SaveSave